Złota czwórka, czyli zasady zdrowych zakupów
Produkt „owocowy”, do którego produkcji nie użyto żadnych owoców, a jedynie aromaty czy „w polewie czekoladowej”, która nie jest zrobiona z czekolady, a jednie o smaku czekoladowym to tylko przykłady tego, jak producenci żywności oszukują konsumentów. Atrakcyjne etykiety i chwytliwe hasła mają nas przekonać o tym, że nabywamy produkt pełnowartościowy i zdrowy, co niestety nie zawsze jest prawdą. Dowiedz się, jakich zasad przestrzegać, aby zawsze dokonywać zdrowych zakupów.
Czytaj skład
Nie sugeruj się kolorowymi obrazkami i krzykliwymi hasłami z przodu etykiety. To, co istotne, najczęściej napisane jest drobnym drukiem. Na rynku nie brak produktów, których wizerunek na pierwszy rzut oka ma się nijak do ich faktycznego składu. Przykłady? Jogurt owocowy bez grama owoców, „zdrowy” soczek dla dzieci zawierający barwniki, konserwanty i masę cukru, parówki cielęce z minimalną ilością cielęciny czy syrop malinowy składający się głównie z cukru i soku z... aronii. Czytaj więc składy i nie daj się nabić w butelkę. W gazetce Biedronka znajdziesz produkty, których skład jest całkiem korzystny.
Porównuj ceny!
Dżem dżemowi nierówny. Tak samo jest z wędlinami i innymi przetworami mięsnymi oraz z bardzo wieloma produktami spożywczymi. Pierwszym wskaźnikiem może być cena. Podejrzanie tani produkt często kryje w składzie ciekawe niespodzianki. Tak może być na przykład z napojami. Kolorowa etykieta kusi, do tego napis „z prawdziwym sokiem owocowym!”. Brzmi jak samo zdrowie. Niestety, po przeczytaniu składu produktu okazuje się, że sok stanowi ledwie kilka lub kilkanaście procent jego zawartości. Pozostałe składniki to oczywiście masa cukru, barwniki i sztuczne aromaty. Podobnie bywa niezwykle często z przetworami mięsnymi, zwłaszcza z parówkami. Niektóre mają w sobie jedynie 20 procent mięsa! Reszta to dodatki, wypełniacze i chemia. Czy naprawdę warto zaoszczędzić te parę złotych? Nie są też rzadkością wędliny „drobiowe” zrobione z wieprzowiny. Dlatego warto porównywać produkty i nie sugerować się tylko promocją czy atrakcyjną ceną. Porównaj produkty w najnowszej ofercie gazetki Lidl.
Unikaj MOM
Kolejną zmorą w przypadku mięsa i jego przetworów jest tak zwany MOM. Skrót ten oznacza mięso oddzielone mechanicznie. MOM uzyskuje się, oddzielając od kości resztę tkanek, która pozostała tam po usunięciu zeń mięśni. W praktyce to zatem przemielone resztki, pełne tłuszczu, chrząstek i niekiedy także fragmentów kostnych. Zgodnie z przepisami, MOM nie może być określany mianem mięsa. Sam ten fakt powinien wyjaśniać, dlaczego jego unikanie to dobry pomysł.
Nazewnictwo a prawo
Choć prawo stara się regulować takie przypadki, wciąż zdarza się nieuprawnione wykorzystanie nazw produktów. Dotyczy to zarówno takich terminów jak „ser” czy „masło”, jak i zastrzeżonych nazw, takich jak feta czy oscypek. W tym przypadku często cena jest wyznacznikiem jakości. Na przykład tłuszcz mleczny jest droższy od tłuszczów roślinnych, dlatego przesadnie tanie masło powinno wzbudzić nasze podejrzenia. Niektórzy nieuczciwi producenci starają się też obchodzić prawo, stosując podobne nazewnictwo czy triki wizualne na etykietach. Zdarza się, że tańszy, „oszukany” produkt próbuje udawać ten „prawdziwy” poprzez użycie podobnego rodzaju i kształtu opakowania oraz kolorów, grafik czy kroju pisma na etykiecie.
Oszustwa producentów dotyczą też innych sformułowań. Popularne jest na przykład sugerowanie ekologicznego pochodzenia czy właściwości leczniczych (dotyczy to zwłaszcza produktów mlecznych czy miodów). Uważać należy na wszelkie sformułowania typu „pochodzący z czystego ekologicznie regionu” czy sugestywne opakowania, często utrzymane w zielonej kolorystyce lub pełne grafik na przykład krowy pasącej się na świeżej trawie albo kur chodzących po podwórzu. Ten ostatni trik stosują producenci jajek z chowu klatkowego, w celu zasugerowania konsumentom „naturalnego”, „ekologicznego” czy „wiejskiego” pochodzenia jaj. To tylko wierzchołek góry lodowej, dlatego uważać trzeba na każdym kroku.